środa, 27 sierpnia 2014

Rozdzial 3

Już trzeci rozdział ;) dziekuje za szczere komentarze. Dopracowała bohaterów i zmieniłam kilka faktów. Liczę na szczere komentarze :)  jeśli są jakieś literówki lub błędy to przepraszam.





Siedząc z 3 wampirami i wilkołakiem w jednym pokoju można poczuć się co najmniej dziwnie.. nadal była w szoku, za dużo się ostatnio działo i w opóźnionym tępie zaczęło do niej dochodzić.. chłód jaki panował w pomieszczeniu był  nieprzyjemny mimo iż żar tlił się w  kominku . Czuła się tu niepewnie.. w tej chwili najbardziej brakowało jej domu i rodziny. Nigdy o tym nie myślał. Fala wspomnień dala o sobie znać...ona jako 8-latka huśtająca się w jej rodzinnym ogrodzie.. sama, ona podczas 10 urodzin - była sama... rodzice zorganizowali wszystko,ale nie dawało jej to ani trochę szczęścia, ich sztywne obiadki, wakacje, nigdy nie czuła sie dobrze w otoczeniu własnej rodziny, to nie było normalne a jej rodzice - wiecznie zapracowani ludzie dążący do celu, chcący zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy byt, pragnęli być idealni w każdym, nawet najmniejszym stopniu. Niestety , w rodzicielstwie zawiedli. Nie było ich nigdy gdy tego potrzebowała... a  10 lat później niestety zginęli, została sama z 10 letnim Harrym i 25 letnia Lisa. Od  czasu pogrzebu nie widziała swojego rodzeństwa. Jej rodzice zginęli w katastrofie samolotu. Lisa przeniosła się do Londynu razem ze swoim narzeczonym a jen brata Harre'go zabrali dziadkowie którzy jako jedyni okazywali jej uczucia.. a ona poszła na ulice. Olała majątek który odziedziczyła w spadku od swoich zmarłych rodziców. A mogła mieć wszystko, pieniądze, udziały w firmie, wille a została z niczym. Jakby komuś powiedziała co sie zdarzyło u niej w ostatnim czasie to na pewno została by uznana za wariatkę i zostałaby zamknięta w psychiatryku. Spojrzała w  trzaskający ogień ktróry ją hipnotyzował swoim pięknem , a ona znów czuła na sobie jego wzrok.. fascynował ją, ale jednak przerażał.
Niebieskooki chłopak wpatrywał sie w jej mlecznobiałą cerę i zielone oczy okalane długimi ciemnymi rzęsami.. myślał... nie wiedział co ja czekało, nie wiedziała do czego Shaw jest zdolny. Zabijanie sprawiało mu taka sama przyjemność jak zjedzenie lizaka przez 10-latka. Z pewnością nie był normalny. Każdy ma uczucia, niekiedy ukryte głęboko w sobie a on nie mial ich wcale. Nie znał jej a mimo to czul  sie za nia odpowiedzialny. Bo w końcu to przez niego siedziała w jego salonie,  z jego przyjaciółmi i narażała życie.
-Dobra, trzeba sie dowiedziec co ten surwiel planuje zanim posunie sie jeszcze dalej niz zwykle. - Erick z niesmakiem wyplul te slowa i spojrzal na Aarona
- co znaczy jeszcze dalej ? -dziewczyna spojrzala na chlopakoww ze strachem
- to znaczy ze chcemy uniknąć kolejnych ofiar... i tak już zbyt dużo osób poświeciło życie aby go w jakiś sposób zatrzymać..-zrezygnowana Catherina pokręciła głowa
-Na pewno musimy cie chronić, w każdy możliwy sposób. Masz coś czego on chce i zrobi wszystko aby to dostać. - powiedział sucho blondyn
-Ale jak? - blondynka próbowała wychwycić spojrzenie Aarona ale nieskutecznie.
- Nie możesz opuszczać posiadłości w nocy.. w ogóle najlepiej byłoby jakbyś nawet w dzień nie wychodziła. On może mieć sprzymierzeńców nie tylko w wampirach-powiedział na jednym wydechu Klaus. Czuła się źle w tym otoczeniu, a atmosfera była tak gęsta jak zupa. Wzięła głęboki oddech próbując uspokoić skołatane nerwy ale na darmo. Poczuła narastającą złość..
-Czyli mam rozumieć że chcecie mnie więzić? - zmarszczyła brwi i przeleciała po nich wzrokiem. 
- Oh, to nie tak.. - pierwszy odezwał się  Erick. Zmrużyła oczy z nienawiścią.
- No to jak? Mam tu siedzieć zamknięta? Nie wierze..- opadła na fotel.
- Posłuchaj, to tylko wydaje sie takie no nie wiem.. straszne? Nie będziesz sama, nie pozwolimy na to. Po prostu nie możemy pozwolić aby Cie zabito. - szepnęła Catherina.
- To nie zmienia faktu ze chcecie mnie zamknąć.. - starała sie mówić spokojnie ale nie zbyt jej to wychodziło.
- Zrozum też nas, pojawiasz się w naszym życiu zupełnie niespodziewanie. - powiedział z wyrzutem Eric. Przeczesał dłonią gęste brązowe włosy i spojrzał na swoich przyjaciół którzy zerkali na niego ze zdziwieniem. Eric byl na ogół spokojnum chłopakiem i rzadko się denerwował. Jego zmiana zdziwiła wszystkich.
- A mnie kto zrozumie? - Spojrzała na osoby siedzące w salonie. Nikt nie odpowiedział. Była tu od wczoraj i mimo  wszystko nie czuła się tu pewnie. No a kto by sie czul pewnie w otoczeniu wampirów.  Nie ufała im.. po prostu sie bala. Z jednej strony ich rozumiała, ze nie chcą narażać jej na niebezpieczeństwo ale z drugiej nie miała zamiaru siedzieć zamknięta w tym przeklętym domu. Nie chciała być uzależniona od nich...Miała dość, wstała  i nie zaszczycają  nikogo spojrzeniem wyszła. Gdy znalazła sie już na pietrze opadła z sił na jedna z scian i zsunęła sie po niej. Jej emocje osiagneły zenitu. Nie zważając na piekąca ranę na brzuchu przyciągnęła kolana do siebie i objęła je rekami. Po jej bladych policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy. Jak inaczej można zareagować na zdarzenia z ostatnich 24h? Nawet najtwardsza osoba nie wytrzymałaby. Usłyszała skrzypienie drewnianych schodów i po chwili ktoś stal nad nią. Poznała go po  zapachu. Czuła jego wzrok na sobie, a on co? Po prostu stał i się gapił jakby nigdy nic.
- Masz zamiar długo tu siedzieć ?- powiedział głosem wypranych z emocji
- Tak -załkała - Czego chcesz?
- Myślelismy ze coś Ci sie stało, kazali mi tu przyjść- a wiec przyszedł tu bo mu kazano... - i twoje opatrunki, trzeba je zmienić...
- Sama sobie poradzę. - i jeszcze mocniej oplotła nogi. Cala zapłakana i zaczerwieniona. Poczuła jak łapie ja za ramie. Wzdrygnęła się i z odrazą strąciła jego dłoń.
- Nie dotykaj mnie. - powiedziała nie zaszczycając go spojrzeniem.
- Jak chcesz.. w pokoju na szawce masz apteczkę z bandażami.  Wstał i po prostu jakby nigdy nic odszedł. Podniosła głowę i obserwowała jego oddalającą się zgrabną sylwetkę. Oparła głowę o kamienną ścianę. Nagle jej ciało przeszedł prąd i poczuła ze jej ostatni posiłek chce się wydostać. Zrobiło jej sie smutno i nie dobrze, automatycznie złapała sie za brzuch. To dziwne uczucie znikło niemal tak szybko jak się pojawiło. Jej umysł pracował na najwolniejszych obrotach i na dodatek towarzyszył jej uciążliwy ból głowy. Aby nie nadwyrężyć mięśni brzucha, wstała i trzymając sie za brzuch skierowała sie w  stronę swojego tymczasowego pokoju. Nacisnęła delikatnieo na klamke i po chwili drzwi ustąpiły. Jej oczom ukazała się dość przyjemne pokoik. W sam raz dla niej. Usiadła na miękkim materacu, wzięła apteczkę do rąk i wyjęła potrzebne rzeczy do zmienienia bandażu. Po odklejeniu opatrunku jej oczom ukazał się nie zbyt przyjemny widok. Rana była zaczerwieniona i szczypała ją. Aby nie oglądać tego dłużej bo doprowadzało ją to do mdłości profesjonalnie zakleiła rozcięcie. Robiła to pierwszy raz i byla zdziwiona ze az tak dobrze jej poszło. Wstała z łóżka i udała się do łazienki. Stanęła przed lustrem i ze zdziwieniem przyznała ze nie poznałaby swojego odbicia. Oczy miała okropnie podkrążone a jej twarz była nienaturalnie biała. Kiedyś blask bił z jej oczu, a teraz zrobiły sie jakieś matowe. Jej bladą skórę zdobiły jasne piegi, które dodawały jej rysom delikatności. Ze wzdrygnięciem przemyła twarz i osuszyła ją ręcznikiem. Wyszła z pokoju, ułożyła sie na łóżku i przykryła cienką narzutą. Bała sie zasnąć. Bała sie tego ze znowu zobaczy go we śnie. Nie przyznała się nikomu ze ją nawiedził. Strach towarzyszył jej jak cień. Nie opuszczał ani na chwile. W końcu uległa, jej powieki stały się ciężkie i opadły aby następnie rzucić długie cienie na policzki.

Tym razem czwórka przyjaciół sjedziała w kuchni. Kobieta o włosach czarnych jak smoła siedziała na barowym krześle i głaskała swój zaokrąglany brzuch. Tak bardzo pragnęła tego dziecka jak niczego innego. Nie przeszkadzał jej fakt że chłopczyk może być wilkołakiem po tatusiu. Mimo wszystko kochała z Klausa jak nikogo innego. Spotkali sie zupełnie przypadkiem, jak większość na imprezie. Od razu przyciągnął jej wzrok. Był wysokim brunetem, o ciemnych oczach. Otaczała go zniewalająca aura tajemniczości, która każdą kobietę by zauroczyła. Od razu zapragnęła go poznać. Jak widać nie tylko ona zapragnęła go poznać. Są ze sobą  już 2 lata i pomimo to kim jest nie odrzuciła go. Zaakceptowała jego naturę i pokochała z wzajemnością. Mimo że dziecko było wpadką, pokochali je i oczekiwali jego przyjścia na świat. Do kuchni wszedł nienaturalnie jasny blondyn i ze zdziwieniem spojrzał na znajdujące się osoby.
- Co tu tak siedzicie ? - podniósł jedna brew.
- Zastanawiamy sie nad istnieniem ludzkiego życia. - prychnął Klaus.
- Daj spokój. - uśmiechnęła sie Jen ukazując urocze dołeczki w policzkach.
- Ty tez przeciwko mnie? - teatralnie złapał siew miejscu gdzie biło jego serce. Blondyn
-rzucił mu krótkie spojrzenie i wyjął paczkę papierosów i zapalił.
- Nie pali sie przy kobiecie w ciąży. - prychnął wkurzony i wyprowadził Jen z kuchni. Szepnał jej aby poszla odpocząć i krótko pocałował w usta. Blondyn zaciągnął się i z dziwnym wyrazem twarzy przyglądał się chłopakowi.
- Od kiedy jesteś taki czuły ?- zarechotał
- Ktoś musi. - wyszczerzył się. - A poza tym one to lubią. - poruszył śmiesznie brwoamo a Aaron na to prychnął i wypuścił kłęby dymu. Klaus poszedł w ślady przyjaciela i z rozkoszą wciągał dym.
- Masz zamiar robić coś z tą dziewczyna? - powiedział nagle chłopak. Aaronowi aż wypadł papieros. Natychmiast go podniósł,jeszcze by tego brakowało aby spalił dom.
- Co przez to rozumiesz? - rzucił mu krótkie spojrzenie.
- Ile to może trwać? Ostatnio ciągle masz tajemnice... nie możne być tak dalej.. Ona nie zasługuje na śmierć. - westchnął Klaus.
- Ostatnio mam gorsze dni. - unikał wymiany spojrzeń.
- Szkoda że twoje jak ty powiedziałeś "gorsze dni" - zaakcentował palcami cudzysłowie - trwają odkąd sięgam pamięcią. - i to nie jest wytłumaczenie... - urwał w pół zdania bo ktoś wszedł do kuchni.
 - Znowu palicie? - mruknęła z niesmakiem dziewczyna i teatralnie pomachała ręką przed nosem udając obrzydzenie.
-Aaron ma "gorsze dni". - zachichotał Klaus i zaciągnął się papierosem. Catherina spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Okres masz czy co? - zignorowała prychnięcie przyjaciela i nasypała sobie płatków do miski.
- To nie jest zabawne...chociaż ja próbuje znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji a wy sie jeszcze nabijacie z tego. - Brunet spojrzał z dziwnym wyrazem twarzy na dziewczynę jedzącą płatki.
- Nie nabijamy się, tylko w przeciwieństwie do ciebie staramy sie normalnie życ. - spojrzał dumnie na blondyna i wyrzucił pet do popielniczki.
- Życ? - prychnął Aaron - i to mówi wampir?
- Jaki masz problem, co ? - spojrzał z zaciekawieniem na przyjaciela. - pomoglibyśmy ci ale nic nam nie mówisz ostatnio, a podobno nie mamy tajemnic... - łyżka zatrzymała sie w połowie drogi do ust i Catherina nadal przysłuchiwała się wymianą zdań.
- O to co chce zrobić z nią. Mamy ją chronić tak aby ten skurwiel jej nic nie zrobił. I tyle. -  zakończył rozmowę i wyszedł z kuchni. Znalazł się w salonie i spojrzał przez okno. Czuł że za jakąś godzinę wzejdzie słońce, znów nic nie będzie mógł zrobić. Nienawidził w sobie tego, zrobiłby wszystko aby byc znowu człowiekiem. Wiadomo że bycie wampirem ma swoje mocne strony, ale i posiada także słabe. Westchnął ze zmęczeniem i udał się do swojej sypialni. Wszedł do pokoju i jednym ruchem ściągnął z siebie koszulę, wszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Widział siebie, niby zwykłego chłopaka a jednak niezwykłego. Idealnie wyrzeźbione ciało pasowało do jego urody. Gdyby chciał mógłby miec każdą, a nie ma nikogo. Cieszył się że ma tak wspaniałych przyjaciół, mógł zawsze na nich liczyc ale ostatnio zaczęło się psuć między nimi. Postara się to naprawić, zdjął z siebie reszta ubrań i wszedł po prysznic. Po jego bladej skórze spływała woda, przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Tego mu było trzeba, zimnego prysznica. Po 10 minutach wyszedł z łazienki. Zmierzwił wilgotne włosy ręką i położył sie do snu. Zasnął od razu i śnił o ludzkim życiu.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Wracam

Witam wszystkich ktorzy nadal czytaja mojego bloga :) o ile sa takie osoby. Postanowilam wrocic :) pisanie sprawia mi przyjemnosc , wiec bede starala sie cos dodac :) jescli chcecie to obserwujcie, dla was to tylko jedno klikniecie  :D piszcie w komentarzach jesli chcecie byc informowani o nowych rozdzialach ;)
Pozdrawiam ♡

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział 2

Jest rozdział 2!:) a razem z nim już ponad 300 wyświetleń bloga, dziękuje ;) Komentujcie rozdziały to zabierze wam tylko kilka sekund a sprawi że mogą się ukazać wcześniej ;]
Rozdział dedykuje mojej bliźniaczce i osobie z którą siedziałam na matmie, niemieckim i religii! :D 



***



Poczuła przyjemny ciepły dreszcz przechodzący przez jej ciało. Uśmiechnęła się przez sen i  chciała przekręcić się na brzuch kiedy ostry ból przeszył ją na wylot. Usiadła z krzykiem a jej ręce automatycznie znalazły się w miejscu gdzie go czuła. Zakryła dłonią usta i rozejrzała się wokół. Leżała na wielkim łóżku z baldachimem pod czerwoną kołdrą, wokół niej było ciemno jak w grobowcu. Wstała i szła z wyciągniętymi rękami  przed siebie. Poczuła zimną ścianę, więc przesunęła się w bok i poczuła cos drewnianego,  drzwi – pomyślała i znalazła klamkę. Otworzyła je cicho i wymknęła się z pokoju. Korytarz nie był już tak ciemny jak pokój, oświetlały go lampy znajdujące się na ścianie. Nie były blisko siebie ale i tak było dość jasno żeby cokolwiek widziała. Szła przed siebie, jej brzuch już nie bolał ją tak bardzo ale czuła jakby ktoś w to miejsce wbijał jej igły. Wyszła z korytarza i znalazła się na długich krętych schodach. Powoli i cicho stawiała krok za krokiem, miała bose nogi i czuła promieniujące od marmurowych schodów zimno. Weszła do dużej kuchni która o dziwo była pusta. Usłyszała czyjeś kroki, podeszła do uchylone drzwi spojrzała w głąb pokoju. Mimo mroku jaki panował w pokoju ujrzała bladą sylwetkę swojego… hm wybawcy? Miał tylko jeansowe spodnie które utrzymywały się na biodrach, na jego bladej skórze były mocne zarysy mięśni, na lewym ramieniu miał tatuaż ciągnący się od górnej części obojczyka aż do łokcia który przedstawiaj jakieś skomplikowane wzory. Patrzyła oniemiała na jego mięśnie aż w końcu przeniosła oczy na jego twarz. Zarys szczęki dodawał mu męskości, idealny nos, zarysowane kości policzkowe i najważniejsze – oczy, były koloru jasnego błękitu. Na jego czoło opadały blond włosy, wydawać się mogło że są długie a jedna były krótkie. Jego oczy spotkały się z jej wzrokiem, mogła by przysiąc że kąciki ust mu zadrżały i chciał się roześmiać.
-Emm cześć . – powiedziała zakłopotana i zawstydzona.

-Cześć – uśmiechnął się i teraz zauważyła że jak się śmieje to robią mu się słodkie dołeczki. – Jak się czujesz?

-Już lepiej dzięki. – odkąd ją zauważył nie spojrzała na niego ani razu. – Mogę wiedzieć dlaczego mnie dotykałeś? – zdenerwowała się i odważnie spojrzała mu w oczy.

-Co? Ale ja nie..

-Mam na sobie nie moje rzeczy! Przecież sama się nie przebrałam. – skrzyżowała dłonie na piersiach i podniosła brew.

-Catherine cię przebrała, nie ja. – spojrzał gdzieś bok.

-Oh – mina jej zrzedła. – Nie wiedziałam…


**

Słodko wyglądała kiedy się rumieniła. Przyglądał jej się z zachwytem, tak kusząco wyglądała w jego koszuli co prawda była tylko do połowy ud i mógł podziwiać jej szczupłe nogi.  Nie  była wysoka na oko miała jakieś 165cm. Gdyby miał takie modelki na pokazach to przychodziłby na nie z wielką chęcią.
-Pomyślałem że może byś.. chciała się odświerzyc? Potem zmienimy ci opatrunek. – podniosła brew. – No Catherine zmieni. – powiedział niechętnie chociaż to on miał ochotę to zrobić. Pokiwała głową a on ruchem ręki nakazał jej iść za sobą. Weszli razem po krętych schodach i skręcili w lewo, spojrzał przez ramie na nią i zwolnił tak żeby iść koło niej. Zatrzymali się przed drewnianymi drzwiami lecz zanim je otworzył to powiedział do niej:
-A tak w ogóle to jestem Aron – posłał jej delikatny uśmiech i wyciągnął rękę.

-Carlisle. – odwzajemniła uśmiech i podała mu rękę. Jego dłoń była zimna co w cale ją nie zdziwiło w końcu był wampirem. Spojrzał na zegarek, była 4 nad ranem.
-Posłuchaj za 2 godziny wejdzie słońce i będziesz musiała sobie sama radzić dobrze? Nie wychodź nigdzie. 

– cały czas wpatrywał się w jej zielone oczy.

-Dlaczego nie mogę wyjść?  - zmarszczyła brwi. Nic nie rozumiała.. – pomyślał.

-Ten wampir co cię zaatakował… będzie chciał cię teraz zabić bo widział cię ze mną. – wydusił to z siebie i przygryzł wargę. Widział że nie patrzy mu się w twarz tylko na klatkę piersiową, uśmiechnął się w myślach. Gdy zastanowiła się nad sensem jego słów wytrzeszczyła oczy, oparła się o ścianę i zbladła. – Ej, wszystko ok.? – zmartwił się.
-Nie nic już nie jest ok.! Jakiś wampir chce mnie zabić, mam dziurę w brzuchu, nie mogę nigdzie wyjść a na dodatek stoi przede mną przystojny chłopak i na dodatek też jest wampirem! – powiedziała na jednym tchu, nie wytrzymała i rozpłakała się. Nie zastanawiał się i podszedł do niej żeby ją objąć. Była taka ciepła.. gdy pomyślał o krążącej krwi w jej żyłach to miał ochotę skosztować tej krwi tak jak ona to zrobiła. Poczuł że oczy zmieniają barwę na czerwony, zawsze się tak działo kiedy odzywała się w nim żądza krwi.
-Uważasz że jestem przystojny? – powiedział tuląc ją do siebie. Odsunęła się od niego i ze zmarszczonymi brwiami dotknęła jego policzka a potem obniżyła rękę tak że dotarła do obojczyka. Uśmiechnęła się smutno i  weszła do łazienki zamykając mu drzwi przed nosem. Zaśmiał się i nucąc jakąś piosenkę poszedł do sypialni w której ona spała.


**

Po co go dotknęła? Ta myśl krążyła jej po głowie gdy rozpinała Jego koszulę. Był wampirem.. bała się go chociaż tego nie pokazywała tylko zachowała się jak szmata i kusząc go dotknęła go. Odkręciła kurek z ciepłą i zimna wodą. Stanęła przed Lutrem.
-O matko. – jęknęła. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Worki pod oczami, była brudna na twarzy/ Zamknęła oczy i westchnęła. Poszła w stronę wanny. Zanurzyła jedną nogę żeby sprawdzić czy nie jest za gorąca. Weszła do ciepłej wody, chwyciła w ręce olejek kokosowy i płyn do kąpieli i trochę nalała. Wokół niej unosił się aromatyczny zapach kokosów. Nie nalała pełnej wanny bo musiała uważać na ranę która podejrzanie dobrze wyglądała. Co prawda była czerwona ale nie było krwi. Nie zastanawiała się dłużej tylko umyła się i wyszła w śnieżnobiałym ręczniku. Chciała się jeszcze z nim zobaczyć zanim pójdzie….. spać? Uchyliła drzwi i wyjrzała na korytarz, nie miała ubrań. Zawołała:
-Aron!! – krzyknęła ale odezwała się cisza. – Aron!! – spróbowała jeszcze raz ale tym razem usłyszała damski głos.

-Arona nie ma, ale jestem ja. – Catherine uśmiechnęła się delikatnie i ze zdziwieniem patrzyła na blondynkę. 

–Nie będę się pytać co tu robisz bo widzę że znasz Arona.- spojrzała na jej strój.  Carlisle zrozumiała co dziewczyna miała na myśli i szybko zaprzeczyła.

-Nie, nic z tych rzeczy. – posłała jej delikatny uśmiech. – Aron uratował mi życie. – Brunetka patrzyła na nią z oczekiwaniem na dalsze wyjaśnienia. – Zostałam zaatakowana przez Hmm…  jego wroga. – wyjaśniła.
-Przez Shawa? Aaaaa to ty, to tobie nakładałam bandaż jak byłaś nie przytomna – odrzekła ze zrozumieniem. – Masz przerąbane dziewczyno, jeśli on widział cię z moim szanownym przyjacielem. Nie widział? – zrobiła niepewną minę i wpatrywała się w Carlisle.
-Widział.. – powiedziała tak jakby była to jej wina.

-Masakra.. – szepnęła. – Chcesz może codo ubrania? Widzę że ci zimno. – blondynka pokiwała głowa i poszły przez znany jej już korytarz. Weszły do sypialni chłopaka a Catherine z rozmachem otworzyła szafę. – Rozumiem że nie wiesz dlaczego cię zaatakował?
-Aron coś mi tam mówił.  – wzruszyła ramionami.
-Łap! Idź do łazienki a ja w tym czasie ci wszystko wyjaśnię. – pokazała jej drzwi do jego łazienki, więc z ubraniami w rękach weszła do środka. Łazienka była prawie tak duża jak sypialnia, na środku znajdowała się wielka wanna  z marmurowymi schodkami wokół, na jednej ścianie było wielkie lustro i umywalki, po przeciwnej była toaleta.
-Aron ma niewyrównane rachunki z Shawem. Od tamtego czasu jeśli jakakolwiek dziewczyna zbliży się do niego to Shaw ją zabijał… zamordował już 3 kobiety. Tą ostatnią jakieś 2 miesiące temu i od tamtego czasu Aron trzymał się z dala od dziewczyn bo wiedział czym się to kończy. Shaw zabijał je i upajał się ich śmiercią i smutkiem Arona. Teraz nie będziesz miała spokoju bo on wie że nie zabił cię tylko zranił i będzie dążył tego żebyś umarła. – skończyła swoją opowieść i odsunęła się od drzwi aby blondynka mogła wyjść z łazienki. Teraz wyglądała jak człowiek chociaż była w szoku po tym co powiedziała jej Catherine. –Chodź zmienimy ci bandaż – kazała jej położyć się na łóżku tak aby nie napinała brzucha. Podciągnęła koszulkę Arona i pokazała jej ranę. – Świetnie się goi, musisz podziękować Aronowi że to dla ciebie zrobił. – uśmiechnęła się zakładając czysty opatrunek.
-Co zrobił? – spytała przerażona.
-Piłaś jego krew dlatego rana tak szybko się zagoiła.  Nie każdy wampir daje pic swoją krew, więc wiesz. – posłała jej ten uśmiech.  – Prześpij się teraz,  jak się obudzisz nas nie będzie.
-Ty też jesteś wampirem? – patrzyła na nią kładąc się w łóżku. Catherine przytaknęła i zamykając drzwi uśmiechnęła się do niej. Zamknęła oczy o próbowała zasnąć. Piła krew Arona.. to dlatego rana się szybko zagoiła i nie bolała już tak bardzo .Musiała pogadać z nim o tym. Na samą myśl bolał ją brzuch. Ułożyła się wygodnie i nawet nie wie kiedy zasnęła.


Biegła przez łąkę, była noc.  Księżyc był w pełni a gwiazdy świeciły jasnym blaskiem, dodając magii nocy. Trawa łaskotał ją po nagich łydkach a jej włosy fruwały z wiatrem. Kręciła się wokół własnej osi śmiejąc się wniebogłosy. Usłyszała szmer, zatrzymała się i rozejrzała wokoło. Zauważyła postać stojącą pod drzewem. Było ciemno ale widziała zarysy sylwetki mężczyzny. Może to super men? Albo  Robin Hood? Tajemnicza osoba wyszła z cienia:
-Aron! – krzynkę ale on udawał że jej nie widzi. Jego oczy były inne, nie były niebieskie tylko brawie czarne. Po chwile rozpłynął się a w jego miejsce pojawił się około 40-letni mężczyzna- Shaw.
-Witaj moja droga – uśmiechnął się wrednie.

-Shan? Co robisz w moim śnie! – krzyknęła zła.

-Przyszedłem cię odwiedzić. – wyszczerzył żółte zęby. Objechał ją spojrzeniem. – Ciekawe czy tak dobrze wyglądasz w życiu. – patrzył na jej ciało a ona podążyła swoim wzrokiem i zauważyła że jest naga! Pisnęła zawstydzona i próbowała się zakryć
-Dlaczego? Dlaczego chcesz mnie zabić?! – jęknęła płaczliwie.

-Nie jesteś zwygkłą dziewczyną, mógłbym cię zabić ale na razie nie zrobię tego! A poza tym sprawia mi to przyjemność – wykrzywił usta w uśmiechu i ruszył w jej stronę.
-Nie!! – krzyknęła i sen prysł jak bańka mydlana.

Obudziła się z krzykiem i usiadła. Było ciemno.. znowu. Zerknęła na zegar była 15… spała 10 godzin, nic dziwnego że czuła się zmęczona a na dodatek bolała ją głowa. Nie chciało jej się wstawać więc położyła się delikatnie i wtuliła w kołdrę. Pachniała nim. Usłyszała że burczy jej w brzuchu, nie ma szans musi wstać i coś zjeść. Schodząc  po krętych schodach zastanawiała się czy znajdzie coś do jedzenia czy tylko  krew. Weszła do kuchni i zauważyła stojąca za blatem dziewczynę. Miała długie czarne włosy i kroiła chleb, gdy odwróciła się aż z zaskoczenia wypadł jej nóż.
-Ojej, przepraszam. – szepnęła przejęta. Była naprawdę ładna, miała brązowe oczy i była.. w ciąży?

-Nie to ja przepraszam. – szybko podeszła i podniosła nóż. – Jestem Carlisle – podała jej dłoń.  Dziewczyna niepewnie ją uścisnęła.
-Jestem Jen. – uśmiechnęła  się chyba po raz pierwszy. – Przepraszam że pytam ale co tu robisz?

-Chwilowo mieszkam. – posłała jej ciepły uśmiech i usiadła na krześle. – A ty?

-Mieszkam tu od jakiegoś czasu i również dlatego. – złapała się za duży brzuch, na oko jakiś 7 miesiąc.

-Gratuluje. – uśmiechnęła się szczerze. – Mieszka tu twój mąż? – zagadnęła

-Tak, ale nie ma go teraz będzie w nocy.  – pogłaskała brzuch. – Jest inny. – powiedziała niepewnie i odwróciła wzrok.
-Ohh –  zdziwiła się

-Nie mogliśmy mieć dzieci ale udało się! – zachichotała i pogłaskała okrągły brzuszek. Widać że była naprawdę szczęśliwa.  Carlisle też by chciała mieć powód do takiego szczęścia..


**

Było około godziny 19, zaczęło robić się już ciemno w końcu był wrzesień. W sypialnie znalazła książkę którą teraz czytała, była tak pochłonięta lekturą że nie zauważyła jak ten czas leci. Siedziała na czarnej skórzanej kanapie, przykryta ciepłym kocem z książką w rękach. Pokój rozświetlał blask ognia w kominku. Czuła się tak spokojnie, była odprężona i zadowolona. Chociaż jej sen zmartwił ją.
-Jak się czujesz? – usłyszała głos z głębi pokoju. Blondyn siedział na czarnym fotelu i uporczywie wpatrywał się w nią.
-O matko!  Nie strasz mnie. – powiedziała przerażona i złapała się za serce które omal nie wyskoczyło z klatki piersiowej. – Jak długo tu siedzisz? – rzekła gdy się uspokoiła.
-Wystarczająco długo by dostrzec jaka jesteś piękna. – zarumieniła się przez jego słowa. Opuściła głowę mając nadzieje że nie widzi jej rumieńców.  – Więc? – zniecierpliwił się.
-Dobrze, rana prawie się zagoiła, ale będzie blizna. – posłała mu nieśmiały uśmiech a on na to wyszczerzył się.
-Mam ważne informacje dla ciebie. – powiedział poważnie, wiedziała już że coś się stało i czekała z napięciem na to co powie. –Ostatniej nocy gdy cię tu przyniosłem została zamordowana jedna dziewczyna z pobliskiego miasteczka. Miała rozerwane gardło i ślady ugryzień które mógł zadać tylko wampir i podejrzewam że to Shan.. cóż nie tylko ja. Klaus, Erik i Catherine też.
-Ale co ja mam z tym wspólnego. – spytała patrząc na niego.

-Masz coś co Shan chce mieć lub chce unicestwić. – powiedział nieznany jej chłopak wchodząc do pokoju. Miał około 30 lat, brązowe sterczące włosy i bursztynowe oczy.  – Gdy Aron miał dziewczynę zabijał ją i zostawiał ale nigdy dotąd nie zabijał nikogo poza jego dziewczynami, jeśli nie licząc osób którymi się żywił chodź sprawiało mu to przyjemność. – spojrzał na nią. Aż się wzdrygnęła, ten jego wzrok miał coś w sobie.
-To jest Kalus. – przedstawił swojego przyjaciela. – Jest wilkołakiem. –To dlatego ten wzrok ją przerażał, nie mogła patrzeć się mu w oczy dłużej niż kilka sekund. Do pokoju weszła dziewczyna którą poznała w kuchni, ta co była w ciąży. Podeszła do Klausa i uśmiechnęła się do niego i pocałowała go w policzek.

-Nie pozwolimy Shawowi cię zabić! – powiedział pewnie Aron. Carlisle posłała mu wdzięczny uśmiech i spojrzała na resztę zgromadzonych tu osób. Jej życie miało odwrócić się o 180 stopni a ona nie była jeszcze tego świadoma…

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 1

-Raz i dwa i trzy...Raz i dwa i trzy.. Nie. Jeszcze raz. Raz i dwa i trzy. Cholera! - poddała się. Odłożyła gitarę na brudny beton i nogi podkuliła pod siebie. Wpatrywała się w swoje brudne trampki. Przechodnie patrzyli na nią dziwnym wzrokiem. W końcu siedziała na ulicy z gitarą i próbowała grac. Niektórzy patrzyli na nią z podziwem, szacunkiem  a jeszcze inni z oburzeniem lub pogardą. Nie miała nic, ani domu, ani kochającej rodziny, jedyne co jej pozostało to miłość do muzyki a konkretnie do rocku. Gitara to jedyne co miała. Gdy jej rodzice żyli to chodziła do szkoły muzycznej, lecz po ich śmierci rzuciła szkołę, zostawiła rodzeństwo i poszła na ulicę.  Całymi dniami przesiadywała na zimnych betonowych murkach i udoskonalała swoją grę, czasem ktoś jej rzucił dwa dolary i miała na jedzenie.
Ponownie spojrzała na gitarę pooblepianą przeróżnymi nalepkami  i wzięła ją w ręce. Zamknęła oczy a jej smukłe palce same znalazły rytm. Gdy grała to cały świat tracił na znaczeniu, nie była biedną dziewczyną na ulicy, była najszczęśliwsza osobą pod słońcem. To była prawdziwa magia, jej palce z wdziękiem poruszały się po strunach i wydawały z początku delikatnie dźwięki aby następnie prejśc do tych ostrzejszych. Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech i zaczęła odgrywać początek utworu: Metallica – Whereve  I May Roam. Ktoś rzucił jej pięć dolców. Przerwała swoją grę i spojrzała na  monetę przed nią. Wzięła ją w palce, pocałowała  i  schowała do kieszeni. „Kiedyś będę tyle zarabiać ale na godzinę” – pomyślała. Każda moneta była na wagę złota, kto nigdy tego nie doświadczył niech się cieszy.  Zauważyła biegnącego w jej stronę chłopczyka, miał uśmiechnięta buzie, brązowe oczka i brązowe włoski. Podbiegł do niej i z na początku z zaciekawieniem się jej przyglądał. Uśmiechnął się do niej a ona to odwzajemniła i wyciągnął w jej stronę lizaka i spytał.
-Chces? – miał może jakieś 4 latka. Uśmiechnęła się i już wyciągnęła rękę w jego stronę gdy zauważyła biegnąca kobietę w jej stronę, miała nieciekawą minę a w jej oczach płonął gniew.
-Alex! Ile razy ci powtarzałam żebyś nie podchodził do bezdomnych. Może cię jeszcze porwać!  – Krzyknęła na malucha a ją obrzuciła gardzącym spojrzeniem.  Carlisle poczuła ukłucie w sercu. Spojrzała na siebie, nic dziwnego że ta kobieta wzięła ją za bezdomną. Poobdzierane jeansy, dziurawa koszulka i  podziurawiona koszula. Westchnęła i wstała. Z gitarą w ręku przemierzała ulice aż trafiła na ulotkę, była duża i rzucała się w oczy.
- Pokaz mody bla bla bla – wywróciła oczami, ale jej mina się zmieniła gdy  zobaczyła że darmowa. – Hmm – zainteresowała się. – No tak. Trzeba być odpowiednio ubranym. – spojrzała na siebie i prychnęła. Nigdy jej nie wpuszczą. Pokręciła głową i odeszła. Weszła w ślepy zaułek, już miała wracać gdy zauważyła uchylone drzwi a koło nich leżały czarne worki z których wystawał kawałek materiału w kratkę..  Zawróciła i wyszła przed ten budynek. Miał czerwoną cegłę, nie jakąś tam byle jaką, bo nie mieli czasu pomalować budynku tylko taką odpicowaną. To był ten budynek! To w nim jest pokaz! Podskoczyła parę raz a ludzie którzy przechodzili koło niej spojrzeli na nią jak na wariatkę. Wróciła za budynek i zauważyła że kobieta która tu wcześniej była, wróciła do środka ale nie zamknęła drzwi tylko zostawiła je uchylone tak jakby wiedziała że Carlisle będzie chciała wejść. Ruszyła w kierunku worków, a w duchu modliła się żeby to były jakieś ubrania. Na paluszkach podeszła do jednego z nich i odsunęła go w takie miejsce żeby nie było jej widać. Dosłownie rozdarła go i zaczęła grzebać w poszukiwaniu jakiś fajnych ciuszków. Wyciągnęła jakieś czarne spodnie z poplamioną nogawką.
-Można podwinąć.. – mruknęła do siebie i szukała dalej. Wyciągnęła jakąś czarną koszulkę a do tego baletki z jednym kwiatkiem bo drugi pewnie odpadł. Wzięła tego buta na którym była ozdoba i pociągnęła za kwiatek aby odpadł.
-No dobraa – westchnęła – teraz trzeba to ubrać. Ściągnęła wytarte jeansy a w zamian naciągnęła czarne. Brudne wrzuciła razem z podartą koszulką do worka. Naciągnęła czarną koszulkę i wsunęła bose nogi w baletki. Ciekawa była jak wygląda. Czy jak żałosna wieśniara czy jak odpicowana lalunia. Raczej coś po środku.  Zaśmiała się nerwowo i podeszła do starej zardzewiałej beczki z wodą.
-Mam nadzieje że jest czysta.. – westchnęła i nabrała do rąk wody i chlusnęła ją w twarz tak aby nie zmoczyć skołtunionych włosów. Powtórzyła tą czynność kilka razy i można powiedzieć że była czysta. Podeszła do szyby i spojrzała w swoje odbicie.
-Hm, dupy nie urywa ale i tak gorzej nie będzie. – wypuściła powietrze z sykiem i przybrała kurs – drzwi.
***
Wszyscy biegali jak szaleni a tylko on zachowywał spokój. Z kuchni unosiły się wspaniałe zapachy, kucharze postanowili pokazać wszystkim ich najlepsze dania. Jego przyjaciele dodawali mu otuchy, że ich największego wroga nie ma tu. Podeszła do niego Catherine i położyła mu ciepłą dłoń na ramieniu. Spojrzał na nią przez ramie ze smutną miną.
-Dalej myślisz o tej dziewczynie? – spytała go z zatroskaną miną.

-Jakbym mógł nie myśleć, przeze mnie nie żyje.. – przyglądał się czubkom swoich butów.

-Aron..  – zielona para oczu wpatrywała się w niego. Wyglądała oszałamiająco. Długie fale okalały jej piękną twarz schodząc aż do smukłej talii, miała na sobie idealnie dopasowaną czarną sukienkę oraz również tego samego koloru szpilki. Jej oczy w kształcie migdałów niecierpliwie się w niego wpatrywały.
-Kochany, zapomnij o tamtym. –położyła mu nieskazitelną dłoń na jego bladym policzku. – zabaw się i zapomnij. – mrugnęła jednym okiem i poszła po drinka. Musiał się posilić, czuł się jakby ktoś go przewiercał od środka, czuł niedosyt. Wiedział że obiecał przyjaciołom że nie będzie się żywił na ludziach ale to było silniejsze od niego. Szybkim krokiem wyszedł tyłem budynku. Zatrzymał się przy murze. Dookoła panował mrok, narząd słuchu i wzroku automatycznie  wyostrzył mu  się.  Widział prawie tak jak ludzie podczas dnia. Nie było widać żywej duszy. Prychnął i wyostrzy wzrok bo zauważył jakiś ruch koło ściany. Powoli i spokojnie podszedł do człowieka. Bezdomny – pomyślał i szybkim ruchem podszedł i zatopił swoje zęby, które przed chwilą wyrosły i zatopił  je w szyi ofiary. Jęknął i pił dalej. Jego oczy przybrały kolor zakrzepłej krwi. Poczuł że jego „lodówka” osuwa się na ziemię, wiec z niechęcią odsunął się i spojrzał w niebieskie oczy człowiekowi i wyszeptał:
-Nie będziesz nic pamiętać z dzisiejszego wieczoru… - polizał ranę czubkiem języka aby krew przestała wypływać z rany. Położył zapewnię kobietę na ziemi i powolnym i spokojnym krokiem odszedł.
Szedł w kierunku tylnego wejścia gdy zauważył tam kobietę. Uśmiechnął się do siebie i podszedł bliżej. Z uśmiechem szedł w jej kierunku lecz nie widział jej twarzy. Stała do niego tyłem i oglądał tylko skołtunione blond włosy, przeniósł wzrok z włosów na pośladki i jeszcze szerzej się uśmiechnął. Gdy kobieta się odwróciła nie patrzyła na niego. Uśmiech mimowolnie zszedł mu z twarzy, nikt nie miał pojęcia o istnieniu wampirów i lepiej żeby dalej tak było. Zatrzymał się na środku, nie chciał żeby powiedziała komuś o jego istnieniu . Gdy podniosła głowę zauważyła go, na jej twarzy malowało się na początku zdziwienie, potem złość a na końcu przerażenie.

**

Gdy podniosła głowę serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Jakiś wariat stał na środku ulicy i przyglądał jej się z nieciekawą miną. Stał jakieś 5 metrów od.  Jej wzrok przyciągnęła kapiąca krew z brody która wypływała z kącików ust. Wampir – poruszyła ustami ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Spokojnym i powolnym  krokiem  zbliżyła się do drzwi. Szybkim ruchem złapała klamkę i wpadła do środka zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Oparła się o nie plecami i szybko oddychała. Zamknęła oczy i próbowała uspokoić swój oddech. Gdy już udało się jej o zrobić poszła przed siebie. Weszła do dużej kuchni w której unosiły się wspaniałe zapachy. Dom – to jej pierwsze przyszło na myśl. Jej mama zawsze gotowała pyszne obiady, rano robiła jej tosty które były najlepsze na świecie! Otrząsnęła  się ze wspomnień i powolnym krokiem ruszyła przed siebie starając się zapomnieć o przystojnym wampirze.
-Oo! Tu jesteś! Chodź pomożesz nam! – przed nią wyrosła jakaś niska kobieta ubrana w fartuszek.

-Ale ja nie umiem gotować. – spojrzała zmieszana jej w oczy.

-Nie musisz kochana, będziesz zanosić drinki bo naszych kelnerów gdzieś zjadło. – gdy to powiedziała, ogromna klucha utknęła jej w gardle tak że nie mogła nic wydusić z siebie. –Łap! – rzuciła jej fartuszek – ubieraj i na sale! – pośpiesznie zawiązała go sobie i złapała tace z kieliszkami.  Popchnęła wolną ręką drzwi i wszyła na sale. Wywróciła oczami, było pełni odpicowanych panienek z szpanującymi panami. Niepewnym krokiem ruszyła przed siebie i zaczęła krążyć po sali. Po 2 godzinach miała dość i błagała Boga żeby ten pokaz w końcu się zaczął. W końcu szanowna ludzkość posadziła swoje zacne tyłki na krzesłach. Ona też już miała dość i usiadła sobie w koncie i obserwowała. Powoli przysypiała na tym krześle aż w końcu to co zobaczyła zmroziło ją aż do szpiku. To ten wampir! Stał koło sceny ze smutną miną. Hm w sumie bez krwi, czerwonych oczu wydaje się być całkiem całkiem – pomyślała. Ale natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl bo owy osobnik ją zauważył. Mogła by przysiąść że zauważyła w jego oczach ból. Zmrużyła oczy ale dalej mu się przyglądała a on jej. W końcu wkurzona odwróciła wzrok od niego i oglądała modelki. Niektóre może i były ładne ale wyglądały jak wieszaki na ubrania. Jej uwagę przyciągnęła blada piękność. Jej długie włosy koloru księżyca w pełni zwisały po jej nagich ramionach, usta miała nienaturalnie czerwone a oczy kolory lodu. Nie mogła tu zostać! Pełno było wampirów i jeszcze Bóg wie czego. Po cichu wstała i ruszyła w stronę wyjścia, na moment odwróciła się do tyłu – nie było go tam. Poczuła że robi jej się gęsia skórka więc przyśpieszyła. Bała się że może ją ktoś porwać, w końcu była prawie północ. Szybkim krokiem opuściła budynek i zamknęła za sobą drzwi. Wzięła długi sus powietrza i ze świstem go wypuściła, oparła się o drzwi i zamknęła oczy. Zaśmiała się ze swojej głupoty i otworzyła je. Stał przed nią. Chciała coś powiedzieć ale jego ręka znalazła się na jej ustach. Patrzyła na niego ze strachem, poczuła że po policzku spływa jej łza i moczy jego dłoń. Cały czas patrzyła się w jego oczy, miały cudną barwę błękitu a blond włosy zasłaniał mu czoło. Pociągnął ją za sobą i gdy wsadzał ją do auta położył palec na ustach jakby chciał ją uciszyć. Prychnęła oburzona i odwróciła się w przeciwną stronę. Usłyszała warkot silnika i po chwili ruszyli. Zniecierpliwiona spojrzała w jego stronę. Od bladej skóry i błękitnych oczu odbijało się światło latarni. W tym świetle wyglądał jak supermen! 
-Mogę wiedzieć gdzie PAN mnie wiezie i dlaczego siedzę tu z PANEM? – przekrzywiła głowę i podniosła jedną brew. Kąciki ust delikatnie mu się uniosły.
-Widziałaś mnie w zaułku, teraz musze cię zabić. – gdy to powiedział opadła jej szczęka i wybałuszyła oczy.

-Jaja se robisz koleś? – podniosła głos. Idiota normalnie! Jechali pod jakąś górkę aż w końcu samochód się zatrzymał a on spojrzał na nią tym swoim przenikliwym wzrokiem.
-Powiedz mi co dokładnie widziałaś? – on jest jakiś głupi czy co? – myślała. Spojrzała na niego z miną  „What The Fuck” i zrobiła zdegustowaną minę.
-Widziałam gościa z krwią na ustach. – powiedziała szczerze i czekała na jego reakcję. Zaśmiał się i przybliżył w jej stronę tak że jego twarz była jakieś 15 cm od niej. –Posłuchaj mnie koleś, nie wiem o co ci chodzi ale radze ci mnie wypuścić z tego grata bo jak nie to…
-To? – podniósł brew.

-To skopie ci dupe! – krzyknęła mu w twarz. Oparł się o oparcie w fotelu, zarzucił głowę to tyłu i się roześmiał. Miał fajny śmiech.  Odwróciła się w stronę drzwi i zaczęła szarpać za klamkę aż w końcu puściła. Wampir nie zauważył wysiadającej dziewczyny bo dalej się śmiał ale gdy tylko przekrzywił głowę i zauważył idącą dziewczynę to  szybko wysiadł za nią i szedł w jej stronę. Zatrzymała się na jakiejś polance bo czuła  jak trwa smyra ją po łydkach. Przed nią śmignął czarny cień. Obejrzała się wokół siebie, wszędzie panowała ciemność mimo jarzących reflektorów auta. Usłyszała szelest trawy za sobą więc spojrzała przez ramię. Blondyn szedł za nią, zauważyła jego zmartwiony wyraz twarzy, odwróciła głowę i spotkała się oko w oko z starszym mężczyzną. Wyglądał na około 40-tki.  Oczy miał prawie czarne co ją w ogóle nie dziwiło w tej ciemności.
-Nie!! – usłyszała krzyk za sobą i poczuła okropne ukłucie w brzuchu. Poczuła że koszulka robi się mokra. Zaczęła się osuwać na ziemię, klęknęła i złapała się w miejscu gdzie poczuła ukłucie. Nóż..a wokół niego pełno krwi. Jęknęła przerażona.
-Następnym razem Miguel zastanów się jak będziesz chciał się z kimś ponownie wiązać.. – odwrócił się na pięcie i roześmiał się. Słyszała dudniący śmiech, świat zaczął wirować… słyszała kroki a potem ten głos..

-Trzymaj się mała.. – mówił do niej po czym wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu. Dalej już nic nie pamiętała bo zemdlała.



****
Pierwszy rozdział! :D Ale się uwinęłam, podoba mi się on co dobrze wróży :)
Czytajcie i komentujcie ;]

czwartek, 30 maja 2013

Prolog

Miał ochotę przebić swoje serce drewnianym kołkiem...Przez niego kolejna dziewczyna nie żyje. Dlaczego? Bo chciał ją kochać i chciał być kochany... Siedział teraz na jednym z najwyższych klifów Irlandii. Fale rozbijały się o skały, było słychać ich szum .Wiatr rozwiewał mu blond czuprynę. Oczy miał wilgotne od łez a policzki mokre. Czy dane jest mu kochać? Czy może być w końcu szczęśliwy? Nie.. Shaw zabije każdą która będzie chciała się do niego zbliżyć. Rękawem wytarł ocalające łzami policzki. Miał ochotę żuci się z klifu… ale nie zrobi tego, nie da powodu aby Shaw cieszył się z jego śmierci. Jest wampirem, tworzeniem nocy, nie podda się… będzie walczył!


***
Mamy prolog ;] Krótki bo prolog to prolog :p
Komentujcie kochani :)