-Raz i dwa i trzy...Raz i dwa i trzy.. Nie. Jeszcze raz. Raz
i dwa i trzy. Cholera! - poddała się. Odłożyła gitarę na brudny beton i nogi
podkuliła pod siebie. Wpatrywała się w swoje brudne trampki. Przechodnie
patrzyli na nią dziwnym wzrokiem. W końcu siedziała na ulicy z gitarą i
próbowała grac. Niektórzy patrzyli na nią z podziwem, szacunkiem a jeszcze inni z oburzeniem lub pogardą. Nie
miała nic, ani domu, ani kochającej rodziny, jedyne co jej pozostało to miłość
do muzyki a konkretnie do rocku. Gitara to jedyne co miała. Gdy jej rodzice
żyli to chodziła do szkoły muzycznej, lecz po ich śmierci rzuciła szkołę,
zostawiła rodzeństwo i poszła na ulicę. Całymi dniami przesiadywała na zimnych
betonowych murkach i udoskonalała swoją grę, czasem ktoś jej rzucił dwa dolary
i miała na jedzenie.
Ponownie spojrzała na gitarę pooblepianą przeróżnymi
nalepkami i wzięła ją w ręce. Zamknęła
oczy a jej smukłe palce same znalazły rytm. Gdy grała to cały świat tracił na
znaczeniu, nie była biedną dziewczyną na ulicy, była najszczęśliwsza osobą pod
słońcem. To była prawdziwa magia, jej palce z wdziękiem poruszały się po
strunach i wydawały z początku delikatnie dźwięki aby następnie prejśc do tych
ostrzejszych. Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech i zaczęła odgrywać początek
utworu: Metallica – Whereve I May Roam.
Ktoś rzucił jej pięć dolców. Przerwała swoją grę i spojrzała na monetę przed nią. Wzięła ją w palce,
pocałowała i schowała do kieszeni. „Kiedyś będę tyle
zarabiać ale na godzinę” – pomyślała. Każda moneta była na wagę złota, kto
nigdy tego nie doświadczył niech się cieszy. Zauważyła biegnącego w jej stronę chłopczyka,
miał uśmiechnięta buzie, brązowe oczka i brązowe włoski. Podbiegł do niej i z
na początku z zaciekawieniem się jej przyglądał. Uśmiechnął się do niej a ona
to odwzajemniła i wyciągnął w jej stronę lizaka i spytał.
-Chces? – miał może jakieś 4 latka. Uśmiechnęła się i już
wyciągnęła rękę w jego stronę gdy zauważyła biegnąca kobietę w jej stronę,
miała nieciekawą minę a w jej oczach płonął gniew.
-Alex! Ile razy ci powtarzałam żebyś nie podchodził do
bezdomnych. Może cię jeszcze porwać! – Krzyknęła
na malucha a ją obrzuciła gardzącym spojrzeniem. Carlisle poczuła ukłucie w sercu. Spojrzała
na siebie, nic dziwnego że ta kobieta wzięła ją za bezdomną. Poobdzierane
jeansy, dziurawa koszulka i
podziurawiona koszula. Westchnęła i wstała. Z gitarą w ręku przemierzała
ulice aż trafiła na ulotkę, była duża i rzucała się w oczy.
- Pokaz mody bla bla bla – wywróciła oczami, ale jej mina
się zmieniła gdy zobaczyła że darmowa. –
Hmm – zainteresowała się. – No tak. Trzeba być odpowiednio ubranym. – spojrzała
na siebie i prychnęła. Nigdy jej nie wpuszczą. Pokręciła głową i odeszła.
Weszła w ślepy zaułek, już miała wracać gdy zauważyła uchylone drzwi a koło
nich leżały czarne worki z których wystawał kawałek materiału w kratkę.. Zawróciła i wyszła przed ten budynek. Miał
czerwoną cegłę, nie jakąś tam byle jaką, bo nie mieli czasu pomalować budynku
tylko taką odpicowaną. To był ten budynek! To w nim jest pokaz! Podskoczyła
parę raz a ludzie którzy przechodzili koło niej spojrzeli na nią jak na
wariatkę. Wróciła za budynek i zauważyła że kobieta która tu wcześniej była,
wróciła do środka ale nie zamknęła drzwi tylko zostawiła je uchylone tak jakby wiedziała
że Carlisle będzie chciała wejść. Ruszyła w kierunku worków, a w duchu modliła
się żeby to były jakieś ubrania. Na paluszkach podeszła do jednego z nich i
odsunęła go w takie miejsce żeby nie było jej widać. Dosłownie rozdarła go i
zaczęła grzebać w poszukiwaniu jakiś fajnych ciuszków. Wyciągnęła jakieś czarne
spodnie z poplamioną nogawką.
-Można podwinąć.. – mruknęła do siebie i szukała dalej.
Wyciągnęła jakąś czarną koszulkę a do tego baletki z jednym kwiatkiem bo drugi
pewnie odpadł. Wzięła tego buta na którym była ozdoba i pociągnęła za kwiatek
aby odpadł.
-No dobraa – westchnęła – teraz trzeba to ubrać. Ściągnęła
wytarte jeansy a w zamian naciągnęła czarne. Brudne wrzuciła razem z podartą
koszulką do worka. Naciągnęła czarną koszulkę i wsunęła bose nogi w baletki.
Ciekawa była jak wygląda. Czy jak żałosna wieśniara czy jak odpicowana lalunia.
Raczej coś po środku. Zaśmiała się
nerwowo i podeszła do starej zardzewiałej beczki z wodą.
-Mam nadzieje że jest czysta.. – westchnęła i nabrała do rąk
wody i chlusnęła ją w twarz tak aby nie zmoczyć skołtunionych włosów.
Powtórzyła tą czynność kilka razy i można powiedzieć że była czysta. Podeszła
do szyby i spojrzała w swoje odbicie.
-Hm, dupy nie urywa ale i tak gorzej nie będzie. – wypuściła
powietrze z sykiem i przybrała kurs – drzwi.
***
Wszyscy biegali jak szaleni a tylko on zachowywał spokój. Z
kuchni unosiły się wspaniałe zapachy, kucharze postanowili pokazać wszystkim
ich najlepsze dania. Jego przyjaciele dodawali mu otuchy, że ich największego wroga
nie ma tu. Podeszła do niego Catherine i położyła mu ciepłą dłoń na ramieniu.
Spojrzał na nią przez ramie ze smutną miną.
-Dalej myślisz o tej dziewczynie? – spytała go z zatroskaną
miną.
-Jakbym mógł nie myśleć, przeze mnie nie żyje.. – przyglądał
się czubkom swoich butów.
-Aron.. – zielona
para oczu wpatrywała się w niego. Wyglądała oszałamiająco. Długie fale okalały
jej piękną twarz schodząc aż do smukłej talii, miała na sobie idealnie
dopasowaną czarną sukienkę oraz również tego samego koloru szpilki. Jej oczy w
kształcie migdałów niecierpliwie się w niego wpatrywały.
-Kochany, zapomnij o tamtym. –położyła mu nieskazitelną dłoń
na jego bladym policzku. – zabaw się i zapomnij. – mrugnęła jednym okiem i
poszła po drinka. Musiał się posilić, czuł się jakby ktoś go przewiercał od
środka, czuł niedosyt. Wiedział że obiecał przyjaciołom że nie będzie się żywił
na ludziach ale to było silniejsze od niego. Szybkim krokiem wyszedł tyłem
budynku. Zatrzymał się przy murze. Dookoła panował mrok, narząd słuchu i wzroku
automatycznie wyostrzył mu się.
Widział prawie tak jak ludzie podczas dnia. Nie było widać żywej duszy.
Prychnął i wyostrzy wzrok bo zauważył jakiś ruch koło ściany. Powoli i
spokojnie podszedł do człowieka. Bezdomny – pomyślał i szybkim ruchem podszedł
i zatopił swoje zęby, które przed chwilą wyrosły i zatopił je w szyi ofiary. Jęknął i pił dalej. Jego
oczy przybrały kolor zakrzepłej krwi. Poczuł że jego „lodówka” osuwa się na
ziemię, wiec z niechęcią odsunął się i spojrzał w niebieskie oczy człowiekowi i
wyszeptał:
-Nie będziesz nic pamiętać z dzisiejszego wieczoru… -
polizał ranę czubkiem języka aby krew przestała wypływać z rany. Położył
zapewnię kobietę na ziemi i powolnym i spokojnym krokiem odszedł.
Szedł w kierunku tylnego wejścia gdy zauważył tam kobietę.
Uśmiechnął się do siebie i podszedł bliżej. Z uśmiechem szedł w jej kierunku
lecz nie widział jej twarzy. Stała do niego tyłem i oglądał tylko skołtunione
blond włosy, przeniósł wzrok z włosów na pośladki i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
Gdy kobieta się odwróciła nie patrzyła na niego. Uśmiech mimowolnie zszedł mu z
twarzy, nikt nie miał pojęcia o istnieniu wampirów i lepiej żeby dalej tak
było. Zatrzymał się na środku, nie chciał żeby powiedziała komuś o jego
istnieniu . Gdy podniosła głowę zauważyła go, na jej twarzy malowało się na
początku zdziwienie, potem złość a na końcu przerażenie.
**
Gdy podniosła głowę serce zaczęło jej bić jak oszalałe.
Jakiś wariat stał na środku ulicy i przyglądał jej się z nieciekawą miną. Stał
jakieś 5 metrów od. Jej wzrok
przyciągnęła kapiąca krew z brody która wypływała z kącików ust. Wampir –
poruszyła ustami ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Spokojnym i
powolnym krokiem zbliżyła się do drzwi. Szybkim ruchem złapała
klamkę i wpadła do środka zamykając za sobą drzwi z trzaskiem. Oparła się o nie
plecami i szybko oddychała. Zamknęła oczy i próbowała uspokoić swój oddech. Gdy
już udało się jej o zrobić poszła przed siebie. Weszła do dużej kuchni w której
unosiły się wspaniałe zapachy. Dom – to jej pierwsze przyszło na myśl. Jej mama
zawsze gotowała pyszne obiady, rano robiła jej tosty które były najlepsze na
świecie! Otrząsnęła się ze wspomnień i
powolnym krokiem ruszyła przed siebie starając się zapomnieć o przystojnym wampirze.
-Oo! Tu jesteś! Chodź pomożesz nam! – przed nią wyrosła
jakaś niska kobieta ubrana w fartuszek.
-Ale ja nie umiem gotować. – spojrzała zmieszana jej w oczy.
-Nie musisz kochana, będziesz zanosić drinki bo naszych
kelnerów gdzieś zjadło. – gdy to powiedziała, ogromna klucha utknęła jej w
gardle tak że nie mogła nic wydusić z siebie. –Łap! – rzuciła jej fartuszek –
ubieraj i na sale! – pośpiesznie zawiązała go sobie i złapała tace z
kieliszkami. Popchnęła wolną ręką drzwi
i wszyła na sale. Wywróciła oczami, było pełni odpicowanych panienek z
szpanującymi panami. Niepewnym krokiem ruszyła przed siebie i zaczęła krążyć po
sali. Po 2 godzinach miała dość i błagała Boga żeby ten pokaz w końcu się
zaczął. W końcu szanowna ludzkość posadziła swoje zacne tyłki na krzesłach. Ona
też już miała dość i usiadła sobie w koncie i obserwowała. Powoli przysypiała
na tym krześle aż w końcu to co zobaczyła zmroziło ją aż do szpiku. To ten
wampir! Stał koło sceny ze smutną miną. Hm w sumie bez krwi, czerwonych oczu
wydaje się być całkiem całkiem – pomyślała. Ale natychmiast odrzuciła od siebie
tę myśl bo owy osobnik ją zauważył. Mogła by przysiąść że zauważyła w jego
oczach ból. Zmrużyła oczy ale dalej mu się przyglądała a on jej. W końcu
wkurzona odwróciła wzrok od niego i oglądała modelki. Niektóre może i były
ładne ale wyglądały jak wieszaki na ubrania. Jej uwagę przyciągnęła blada
piękność. Jej długie włosy koloru księżyca w pełni zwisały po jej nagich
ramionach, usta miała nienaturalnie czerwone a oczy kolory lodu. Nie mogła tu zostać!
Pełno było wampirów i jeszcze Bóg wie czego. Po cichu wstała i ruszyła w stronę
wyjścia, na moment odwróciła się do tyłu – nie było go tam. Poczuła że robi jej
się gęsia skórka więc przyśpieszyła. Bała się że może ją ktoś porwać, w końcu
była prawie północ. Szybkim krokiem opuściła budynek i zamknęła za sobą drzwi. Wzięła
długi sus powietrza i ze świstem go wypuściła, oparła się o drzwi i zamknęła
oczy. Zaśmiała się ze swojej głupoty i otworzyła je. Stał przed nią. Chciała
coś powiedzieć ale jego ręka znalazła się na jej ustach. Patrzyła na niego ze
strachem, poczuła że po policzku spływa jej łza i moczy jego dłoń. Cały czas
patrzyła się w jego oczy, miały cudną barwę błękitu a blond włosy zasłaniał mu
czoło. Pociągnął ją za sobą i gdy wsadzał ją do auta położył palec na ustach
jakby chciał ją uciszyć. Prychnęła oburzona i odwróciła się w przeciwną stronę.
Usłyszała warkot silnika i po chwili ruszyli. Zniecierpliwiona spojrzała w jego
stronę. Od bladej skóry i błękitnych oczu odbijało się światło latarni. W tym
świetle wyglądał jak supermen!
-Mogę wiedzieć gdzie PAN mnie wiezie i dlaczego siedzę tu z
PANEM? – przekrzywiła głowę i podniosła jedną brew. Kąciki ust delikatnie mu
się uniosły.
-Widziałaś mnie w zaułku, teraz musze cię zabić. – gdy to
powiedział opadła jej szczęka i wybałuszyła oczy.
-Jaja se robisz koleś? – podniosła głos. Idiota normalnie! Jechali
pod jakąś górkę aż w końcu samochód się zatrzymał a on spojrzał na nią tym
swoim przenikliwym wzrokiem.
-Powiedz mi co dokładnie widziałaś? – on jest jakiś głupi
czy co? – myślała. Spojrzała na niego z miną
„What The Fuck” i zrobiła zdegustowaną minę.
-Widziałam gościa z krwią na ustach. – powiedziała szczerze
i czekała na jego reakcję. Zaśmiał się i przybliżył w jej stronę tak że jego
twarz była jakieś 15 cm od niej. –Posłuchaj mnie koleś, nie wiem o co ci chodzi
ale radze ci mnie wypuścić z tego grata bo jak nie to…
-To? – podniósł brew.
-To skopie ci dupe! – krzyknęła mu w twarz. Oparł się o
oparcie w fotelu, zarzucił głowę to tyłu i się roześmiał. Miał fajny śmiech. Odwróciła się w stronę drzwi i zaczęła szarpać
za klamkę aż w końcu puściła. Wampir nie zauważył wysiadającej dziewczyny bo
dalej się śmiał ale gdy tylko przekrzywił głowę i zauważył idącą dziewczynę to szybko wysiadł za nią i szedł w jej stronę. Zatrzymała
się na jakiejś polance bo czuła jak trwa
smyra ją po łydkach. Przed nią śmignął czarny cień. Obejrzała się wokół siebie,
wszędzie panowała ciemność mimo jarzących reflektorów auta. Usłyszała szelest trawy
za sobą więc spojrzała przez ramię. Blondyn szedł za nią, zauważyła jego
zmartwiony wyraz twarzy, odwróciła głowę i spotkała się oko w oko z starszym
mężczyzną. Wyglądał na około 40-tki. Oczy
miał prawie czarne co ją w ogóle nie dziwiło w tej ciemności.
-Nie!! – usłyszała krzyk za sobą i poczuła okropne ukłucie w
brzuchu. Poczuła że koszulka robi się mokra. Zaczęła się osuwać na ziemię,
klęknęła i złapała się w miejscu gdzie poczuła ukłucie. Nóż..a wokół niego
pełno krwi. Jęknęła przerażona.
-Następnym razem Miguel zastanów się jak będziesz chciał się
z kimś ponownie wiązać.. – odwrócił się na pięcie i roześmiał się. Słyszała
dudniący śmiech, świat zaczął wirować… słyszała kroki a potem ten głos..
-Trzymaj się mała.. – mówił do niej po czym wziął ją na ręce
i zaniósł do samochodu. Dalej już nic nie pamiętała bo zemdlała.
****
Pierwszy rozdział! :D Ale się uwinęłam, podoba mi się on co dobrze wróży :)
Czytajcie i komentujcie ;]